Z satysfakcją informujemy czytelników, że nasza redakcja, a za jej pośrednictwem Muzeum 24 Pułku Ułanów w Kraśniku otrzymały bardzo ciekawy dokument dotyczący historii "Białych ułanów". Dokument ten przekazała nam czytelniczka z Poznania pani Jadwiga Śliwińska z domu Tańska. Pani Jadwiga mieszkała w Kwiatkowicach od 1934 roku do końca II wojny światowej, jej ojciec pan Stefan Tański był w tym czasie pracownikiem Państwowego Banku Rolnego i pełnił funkcję likwidatora majątku Dóbr Ordynacji Zamojskich w Kraśniku i jego okolicach. Pani Sliwińaka porządkując pamiątki po ojcu, natrafiła na list Józefa Ogorzałka, który w latach międzywojennych pracował jako furman w biurze likwidacyjnym Państwowego Banku Rolnego w Kwiatkowicach. W okresie poprzedzającym wybuch wojny znalazł się w szeregach ułanów 24 Pułku i jako żołnierz tej jednostki przeszedł wraz z nim cały szlak bojowy i nie tylko. Po powrocie do kraju w 1949 roku napisał list do pana Tańskiego do Poznania, opisując w nim swoje przeżycia wojenne w bardzo prosty sposób, prostym językiem, wymieniając suche takty. Poniżej drukujemy list z Kwiatkowic, dokonując w nim minimalnych poprawek dotyczących interpunkcji i pisowni niektórych wy razów. Myślę, że lektura będzie ciekawa i po budzi do refleksji czy wspomnień, a może przyczyni się do pozyskania nowych pamiątek wzbogacających zbiory naszego muzeum.
Dn. 22 V 49
Szanowni Państwo.
List od Państwa otrzymałem, za który bardzo dziękuję, bośmy się dowiedzieli o miłym zdrowiu i powodzeniu. Z łaski Boga jesteśmy i my zdrowi, czego i wam życzymy. A teraz Panie Inspektorze napiszę Panu o Bronku, to prawdopodobnie zginął koło Chełma w 1939 roku. bo mi mówił jeden z Tyszkowic, który był razem z nim w wojsku, a Bronka pracuje na Budzyniu w fabryce, zarabia do 15 tysięcy na miesiąc. Pantoska jest na zachodzie. A Janek jest na Dolnym Śląsku w cukrowni Jawor. Jest magazynierem, nawet nieźle mu idzie. Panie inspektorze, myślałem, że się z Panem zobaczę i opowiem Państwu o swoim przejściu, ale to jest za trudno, bo ja naprawdę nie mogę się ruszyć. Po upadku Polski przeszedłem granice na Węgry w Jabłonicy, na Węgrzech byłem 4 miesiące w obozie koncentracyjnym. Potem uciekłem z Węgier do Jugosławii, doszedłem do Zagrzebia i tam był jeszcze polski konsultant. Ponieważ wydał paszport podrobiony, że jadę da Francji na robotę, wyjechałem da Włoch. We Włoszech byłem miesiąc czasu, później z Włoch dostałem się do Francji, kiedy przybyłem do Francji, zameldowałem się do dowództwa Wojsk Polskich i później zmienili mi mundur, bo byłem w cywilnym ubraniu, bo inaczej trudno byłoby mi się dostać i w 40. roku we Francji kiedy Niemcy napadli na Francję, braliśmy czynny udział, cała dywizja Generała Maczka jak myśmy wzięli odwrót, bo nasza dywizja na całą Francję nie mogła radzić, bo Francuzi bardzo kiepskie wojsko i później naszą dywizję rozbili, trochę Niemcy zabrali do niewoli, a resztę żeśmy przeszli do Anglii. Kiedyśmy przyjechali do Anglii okrętem, tośmy byli tak bardzo wyczerpani, że ledwie każdy się ruszał, a Anglicy cywile, którzy szli do fabryki do pracy, to oddawali nam swój chleb i herbatę. Jak my się wydostali z okrętu, to znów załadowaliśmy się na pociągi. Wyjechaliśmy do Szkocji na wybrzeże, bo nie było w Anglii żadnego wojska, tylko same rozbitki, staliśniy koło wybrzeża. W Glasgow i Edynburgu staliśmy 8 miesięcy na placówkach, a później poszedłem na kurs spadochroniarzy. 42. roku poleciałem samolotem do Afryki na Tobruk, już do Egiptu, ponieważ tam daliśmy Niemcom w skórę i Niemcy się cofnęli. A to było dalsze, bo była burza piaskowa i my wyciągali ich z czołgów. Wtedy Rumel uciekał z powrotem, a myśmy byli wycofani z powrotem do Anglii, bo myśmy jako spadochroniarze byli potrzebni, tylko na odwrót i pojechaliśmy na Amerykę, na Nowy Jork, w Nowym Jorku byliśmy trzy dni, później pojechaliśmy na Kanadę, bośmy nie mogli prostą linią jechać, bo bardzo grasowały niemieckie łodzie podwodne. Kiedy wróciliśmy do Anglii i znów poszedłem do czołgów do dywizji Generała Maczka, kiedy była ofensywa na Normandię i uchwyciliśmy wybrzeże francuskie, to nam się wydawało, że jesteśmy na granicach Polski i tak my szli 70 lub 80 km dziennie, bo nasze czołgi były szybkie i dobre i koło Szambua we Francji rozbili mi czołg, jednak Bóg dał, że z mojej załogi jeden tylko został zabity i zaraz nam dali nowy czołg i pojechaliśmy znów naprzód. Kiedyśmy już przejechali Francję i zdobywamy Belgię, tam dopiero było ładnie, bo cywilni ludzie nas witali kwiatami i chorągwiami kościelnymi i krzyczeli witajcie Polacy. Naprawdę serce płakało, choć człowiek nie chciał. Później zdobywaliśmy Antwerpię i znów nieszczęśliwego czołga mi rozbili, tam trzech kolegów zginęło z tego czołgu, przeszliśmy Belgię i weszliśmy da Holandii. tam już żeśmy szli wolna, bo nam kanały przeszkadzały, a mosty nam zrywali. Przeszliśmy Holandię, weszliśmy do Niemczech koło Wilimchafen, znów popadłem na minę i wylecieliśmy w powietrze, koledzy zostali bez nóg bez rąk, a ja zastałem pokaleczony i szukałem swoich nóg, bo wstać nie mogłem, myślałem, że nóg nie mam. I znowu dali nowy czołg i walczyliśmy aż do zwycięstwa. Kiedy przyszło to zwycięstwo 8 maja. Później jeszcze byłem trzy lata na okupacji w Niemczech. Kończę to swoje bazgranie, bardzo was serdecznie pozdrawiam. Bo bym miał jeszcze do opisywania, ale dużo nie mam czasu, może kiedyś, jak się zobaczymy, to wam wszystko opowiem.
Życzliwi wasi Ogorzałkowie
Po otrzymaniu od pani Sliwińskiej wyżej cytowanego listu zacząłem szukać śladów i informacji. Okazało się, że autor listu od szeregu lat wraz z małżonką spoczywają na kraśnickim cmentarzu nie pozostawiwszy potomstwa. W Kwiatkowicach stoi jeszcze wybudowany przez nich ładny drewniany dom-niestety nie zamieszkały i spokojnie czekający swojego końca. Dzięki uprzejmości krewnych mogłem wejść do środka. Trochę starych mebli, jakichś drobiazgów. W jednym z pomieszczeń zwróciłem uwagę na dobrze zachowaną, ładną, solidną jesionową szafę - otwieram ją - na dnie tego mebla przyklejona kartka papieru formatu A4 - trochę zniszczona. Odczytuję fragmenty napisu:
D. 190 Nad: Marceli Tański maj, St(...) WP Stefan Tański (...) a Kraśnik (..) Kwiatkowice (...) Lubelskie.
Wnioskuję z tego napisu, że to może po nad stuletnia szafa była co najmniej przez dwa pokolenia własnością Tańskich, a pan Józef to jej ostatni użytkownik. Na ścianie wisi mały obrazek w zniszczonych ramkach przedstawiający Matkę Boską Częstochowską - m zdziwienie! - pod wizyrunkiem Madonny napis w języku niemieckim.
Nie jest to fotografia naszej Czarnej Madonny, ale jakiejś bardzo ciekawej kopii tego obrazu. Odchylam tekturę z tyłu obrazka i wyciągam kartę starej gazety z 1920 roku pisanej gotykiem po niemiecku - chwila zadumy... Obrazek ma najmniej 77 1at. Przypominam sobie zdanie z listu: później jeszcze byliśmy trzy lata na okupacji w Niemczech i nagle olśnienie - tak, to jest "zdobycz" wojenna naszego ułana, taka polska w swojej wymowie. Po dokładnym przeszukaniu całego budynku znalazłem stary, o dużych drewnianych paciorkach różaniec, trochę podniszczony oryginalny angielski plecak będący na wyposażeniu dywizji generała Maczka, kilka zdjęć oraz medal z napisem: 1939 - Za udział w wojnie obronnej - Ojczyzna. Poniżej reprodukujemy kilka zdjęć - nie pod wszystkimi są podpisy. Może ktoś pomoże ustalić czas i miejsce zdarzeń na nich utrwalonych. Może ktoś, kto znał ułana z Kwiatkowic, względnie coś wie o jego życiu, mógłby podzielić się z nami swoją wiedzą, by dopełnić portretu autora listu.